Bardzo, bardzo dawno temu — Wilczy brat

Bardzo, bardzo dawno temu, w czasach, których już nikt nie pamięta i z których niewiele przetrwało, Ziemię porastał Las. Dla zamieszkujących go ludzi, podzielonych na klany i plemiona, Las był żywy, czujący i myślący — tak samo, jak żywa była Ziemia, Niebo nad głową, gwiazdy na Niebie i Woda w strumieniu. Świat był pełen dziwów i niebezpiecznych istot, bo demony i bóstwa mieszkały tuż koło ludzi, a granica między tym, co widzialne i realne, a tym, co niewidzialne i niebezpieczne była bardzo cienka i łatwa do przeniknięcia. W poszukiwaniu ciekawych książek dla Tymka zapędziliśmy się aż do prehistorii.

Wilczy brat

„Wilczy brat” Michelle Paver to pierwsza część „Kronik pradawnego mroku” — cyklu, który przenosi czytelnika do czasów, gdy po Ziemi chodziły mamuty i tury. Czytałam tę książkę chyba z równym przejęciem, co mój Syn, wspominając przy okazji z łezką w oku „Walkę o ogień” czy prehistoryczny cykl Jean Auel. Michelle Paver napisała emocjonującą, ciekawą książkę, próbując przybliżyć nam realia świata, w którym nasi przodkowie codziennie walczyli o przetrwanie i na swój magiczny sposób tłumaczyli sobie tajemnice natury.

Bohaterem książki jest Torak, dwunastolatek. Już dużo umie, stoi na progu dorosłego życia (w społeczeństwach pierwotnych dorosłość zaczyna się dużo wcześniej), ale ciągle potrzebuje pomocy i wsparcia — tym bardziej, że pozbawiony jest opieki plemienia. Z niewiadomych powodów jego ojciec wychowuje syna samotnie, poza klanem Wilka, do którego obaj należą. Pewnego dnia na ich obozowisko napada niedźwiedź — nie jest to jednak zwykły drapieżnik, ale opętany przez demona drapieżca, który może zniszczyć całe życie i wszystkie klany. Ojciec ginie, a Torak musi nie tylko utrzymać się przy życiu, ale także wypełnić obietnicę. Czy dwunastolatek da radę uratować świat?

W książce Michelle Paver towarzyszymy Torakowi w jego wędrówce na Górę Ducha Świata. Jego oczami widzimy dziki, pełen niebezpieczeństw świat, razem z nim zmagamy się z trudnościami i walczymy z wrogami. Czasami ludzka perspektywa się zmienia — wtedy do głosu dochodzi Wilk, przyjaciel i przewodnik Toraka. Czujemy ich strach i emocje, razem się cieszymy i boimy.

Historia opowiedziana przez Paver jest niesamowicie wciągająca i emocjonująca. Udało jej się wiarygodnie przedstawić świat magiczny: ludzie z czasów Toraka nie wszystko rozumieją, nie wiedzą, dlaczego coś się dzieje, dlaczego pory roku nastają jedna po drugiej, ale szukają wyjaśnień. To, czego nie da się wytłumaczyć, musi być domeną bogów i demonów, dlatego świat jest groźny i tajemniczy. Przyroda może być sprzymierzeńcem lub wrogiem, więc warto traktować ją z szacunkiem — opisy przyrody i interakcji między człowiekiem a naturą to jedna z mocniejszych stron książki. Michelle Paver udało się pokazać lęk przed przyrodą, ale także wdzięczność za wszystko, co daje człowiekowi — gdzieś w trakcie rozwoju cywilizacji zgubiliśmy ten pierwotny lęk i chyba nie wyszło nam to na dobre.

„Wilczy brat” to świetna lektura i bardzo dobry początek cyklu. To opowieść o dorastaniu, przyjaźni, szacunku i odpowiedzialności za innych napisana tak, że trudno się od niej oderwać. Lęk Toraka, poczucie osamotnienia, szukanie bliskości i przyjaźni są bardzo współczesne — w pierwotnych społecznościach odbijają się nasze lęki i radości. Książka stanowi zamkniętą całość, choć pewne pytania pozostają bez odpowiedzi. To dla mnie ogromna zaleta, bo o historii można myśleć spokojnie, bez złości, że pod ręką nie ma następnego tomu, w którym (być może) wszystko się wyjaśni. To naprawdę dobra przygodówka, napisana z szacunkiem dla czytelnika i z poszanowaniem wiedzy na temat epoki, w której się rozgrywa. Na pewno zajrzymy do kolejnych części.

Michelle Paver, Wilczy brat, tł. T. Piwowarczyk, WAB 2005

Kiedy piesek chce dziecko

Zwierzałam się już, że moi synowie chcą zwierzaka? To całkiem standardowe zachowanie u dzieci. Okazuje się jednak, że małe pieski również marzą o ludziątkach. Dowiedzieliśmy się tego z przeuroczej książki Sari Peltoniemi „Groszka. Piesek, który chciał mieć dziewczynkę”.

Groszka

Wygrzebaliśmy swój egzemplarz ze sterty przecenionych książek w jakimś markecie. Wydawnictwo WAB wydało ją w 2011 r., więc trudno znaleźć tę bajkę w standardowej ofercie księgarskiej. A szkoda, bo to zabawna, urocza i pouczająca opowieść. Były chwile, że Piotruś zwijał się ze śmiechu, a Tymek wychylał się ze swojego piętra, pytając z zadziwieniem: dlaczego ja tego nie znam?

Z małym ludziątkiem jest bardzo dużo kłopotu, to powtarzany do znudzenia argument rozsądnych rodziców Groszki. Ich córka, uroczy wielorasowiec z szacownej rodziny, pragnie jednak ludziątka, najlepiej dziewczynki — bo „ktoś kiedyś powiedział, że ludzkie dziewczynki są spokojniejsze i bardziej posłuszne od ludzkich chłopczyków” — tak gorąco, że w końcu rodzice dają się przekonać. Sunia dostaje wymarzony prezent: śliczną ciemnowłosą dziewczynkę.

— Cudowna! — pisnęła Groszka. — Dam jej na imię Burek! — Nie wydaje mi się, żeby to było dobre imię dla dziewczynki — stwierdziła mama. […] — Azor? — zaproponowała nieśmiało Groszka. Dziewczynka pokręciła przecząco głową. Groszce przychodziły na myśl tylko psie imiona, aż wreszcie ją olśniło: — Tajfun! To nie jest imię dla psa, prawda?

Groszka

Dziewczynka zostaje w końcu Dominiką, a Groszka zaczyna odczuwać na własnej skórze radości i trudy wychowania ludziątka. Oj, nie jest łatwo, nie jest. Dziecko trzeba wyprowadzać na spacer co najmniej dwa razy dziennie i nawet wtedy, gdy bardzo chce się skończyć grę na Haustation. Dominika nie chce jeść psiego jedzenia, nie cieszy się z lekko nadgryzionego lizaka znalezionego na poboczu, biega za samochodami i krzyczy, dostaje ataków złości, gdy nie przebywa wystarczająco długo na dworze. Groszka coraz silniej uświadamia sobie, że posiadanie ludziątka to także kłopoty. Pewnego dnia dziewczynka się gubi, a piesek zaczyna rozumieć, że opieka nad innym stworzeniem oznacza przede wszystkim ogromną odpowiedzialność za drugą istotę.

Groszka

Piotruś bardzo przeżywał przygody Groszki. Zastanawiał się, czy tak samo jest, gdy to człowiek ma się pieska. Z napięciem towarzyszył Groszce w poszukiwaniach Dominiki. Rozmyślał, jakie kłopoty może sprawiać mały zwierzak w domu i czy na pewno byłby u nas szczęśliwy. Sari Peltoniemi w lekkiej, bezpretensjonalnej i żartobliwej opowieści poruszyła mnóstwo ważnych tematów, takich jak odpowiedzialność, prawo do wolności i własnych uczuć, przyjaźń, konsekwencja. Na końcu znajduje się także poradnik dla psów „Jak wytresować człowieka”, który warto naprawdę uważnie przeczytać, jeśli ktoś decyduje się na pieska. Jeśli więc zobaczycie „Groszkę” na bibliotecznym regale lub na półce w księgarni, nie wahajcie się ani chwili. Nie będziecie żałować.

 

Sari Peltoniemi, Groszka. Piesek, który chciał mieć dziewczynkę, WAB 2011

Powędrujemy przez Góry Żmijowe?

Zygmunta Miłoszewskiego kojarzyłam raczej z kryminałami, i to takimi „nie dla <nawet starszych> dzieci”. A kategoria ta okazała się nagle bardzo przydatna, bo Tymek uznał, że może swobodnie sięgać na półkę rodziców i dziadków. Co jakiś czas odbieram mu więc czytaną po kryjomu książkę, która zdecydowanie nie powinna trafić w ręce dziewięciolatka. Moje dziecko szczególnie ciężko przeżyło odmowę zakupienia serii o Jakubie Wędrowyczu i „Demonów Leningradu” (tytuł wg Tymka brzmi interesująco, a o Jakubie słyszał od wujka). Długo trwała dyskusja, że owszem, będzie mógł je przeczytać, ale za jakiś czas.

Na „Góry Żmijowe” oboje zareagowaliśmy entuzjastycznie. Ja, bo spodobała mi się czerwona okładka i baśniowa konwencja, Tymek – bo fajnie jest poczytać książkę dla dzieci napisaną przez autora powieści dla dorosłych (tak jakby to była pierwsza taka książka ;-)). No i mieliśmy okazję do wspólnego czytania, co niestety zdarza się coraz rzadziej. Ciągle czytamy Tymkowi książki na głos, ale ze względu na różnicę wieku między chłopakami musimy czytać im trochę inne książki, więc Tymkowi częściej czyta tato.

Zygmunt Miłoszewski, Góry Żmijowe

Początkowo wydawało mi się, że „Góry Żmijowe” to dość prosta baśń o królewnie i bohaterze, spokojna, łagodna i dość przewidywalna. Nawet zastanawiałam się, czy nie zacząć jej czytać Piotrusiowi, tak zwiodły mnie pierwsze strony opowieści o królewnie Filomenie z Maare i Eryku, synu rybaka z Szertaty. Te dwie krainy są oddzielone od dawien dawna wysokimi górami i mieszkańcy każdej z nich mało wiedzą o swoich bliskich-odległych sąsiadach. Historia zaczyna się bajkowo: Filomena, zmęczona ciągłym pobytem w pałacu – prawo zakazuje jej wychodzenia z domu przed  ukończeniem dwunastego roku życia – w chwili gniewu wypowiada życzenie i zostaje przeniesiona w Góry Żmijowe. Eryk czeka na święto wkroczenia w dorosłość, marzy, by być rybakiem, tak jak jego ojciec, ale dowiaduje się, że jego przeznaczeniem jest ocalenie Szertaty przed suszą spowodowaną złamaniem prawa. Chłopiec musi wyruszyć w Góry Żmijowe i odnaleźć pióro ognistego ptaka, tak jak w bajkach, które opowiadała jego mama.
Eryk i Filomena muszą poradzić sobie sami w sytuacji, na które żadne z nich nie było przygotowane. Bohaterowie dorastają, a wiele niby oczywistych rzeczy nagle ukazuje swoje drugie dno i inne oblicze. Dobrze uporządkowany świat przestaje być taki jasny, a przyjaciółmi okazują się istoty, których wcale o to nie podejrzewaliśmy. Wraz z upływem wydarzeń historia staje się coraz bardziej mroczna i tajemnicza, dziewięciolatka wciągnęła tajemnicza atmosfera i aura magii. Miłoszewski wplata do swojej historii humor i bawi się konwencją, nawiązuje do różnych bajek i przekręca znane z baśni motywy. Tymek dobrze się bawił i żałował tylko, że opowieść tak szybko się skończyła, a ja cieszyłam się, że nie zaserwowałam ją Piotrkowi. Dla pięciolatka historia ta mogłaby być jeszcze trochę zbyt straszna.