Całe szczęście, że Tymeczek – niby taki dorosły i taki duży – da się jeszcze namówić na książki bardziej dziecięce. Choć czasami bywa trudno, bo przecież komuś, kto chce być Macem Windu (jedi z „Wojen klonów” dla niezorientowanych), nie wypada czytać książeczek dla dzieciaczków i Piotrusiów. Kategoria „Piotruś” i „dzidziowe” pojawiła się oczywiście po narodzinach Piotrusia i oznacza – gdy Tymek jest zły – wszystko, co najgorsze i paskudne. Namówienie go do lektury „Rozmów ze świnką Halinką” nie było więc proste, ale się opłaciło.

To świetna książka do czytania – także dla dorosłych, bo autorka Roksana Jędrzejewska-Wróbel pokazuje w niej, co naprawdę jest ważne. A łatwo o tym zapomnieć. Ja zaczęłam robić rachunek sumienia po przeczytaniu takiego fragmentu:– A wiesz, że podobno kiedyś telefony były tylko w domu? Nie można było z nimi iść na spacer ani chodzić po ulicy. Ani brać na wakacje, ani nigdzie. Ale było super, co?
– E tam, to chyba jakieś bajki. – Halinka kręci głową z niedowierzaniem.
– Naprawdę tak było, mówili w telewizji – Filip jest zły, że Halinka mu nie wierzy.
Naprawdę staram się nie rozmawiać przez telefon, gdy spaceruję lub bawię się z synem, ale łatwo zapomnieć o takim postanowieniu. Tak samo jak o tym, że dzieciom lepiej jest na placu zabaw niż w muzeum (no chyba, że to jest Centrum Nauki Kopernik). Nie zwalczam komórek ani nie twierdzę, że rodzice powinni robić tylko to, co lubią dzieci 😉 Warto jednak pamiętać o tym, co ważne, a lektura „Rozmów ze świnka Halinką” o wielu rzeczach przypomina i o wielu sprawach pozwala porozmawiać (chociażby odpowiedzieć sobie na pytanie, do czego potrzebny jest tata). Czytamy z Tymkiem, a potem siedzimy i myślimy albo rozmawiamy. I jest dobrze i blisko, czego wszystkim życzę 🙂