Dzisiaj mamy Światowy Dzień Poezji. Co prawda mam wrażenie, że codziennie mamy ostatnio dzień czegoś, ale akurat Dzień Poezji świętować warto i trzeba. Dzieci są niesamowicie czułym i wrażliwym odbiorcą poezji — w sposób naturalny bawią się słowami i szukają nowych znaczeń, dostrzegają humor w zwyczajnych połączeniach, wymyślają rymowanki i piosenki.
Z okazji Dnia Poezji najlepiej czytać wiersze. Poczytacie z nami? Nie silę się na żadne obiektywne zestawienie ani przegląd pozycji dostępnych w księgarniach. Znajdziecie tutaj utwory i książki, które były ważne dla nas, bo dzięki nim odkryliśmy kogoś nowego. A czasami dlatego, że bawiliśmy się przy nich tak dobrze, że wierszyki weszły do naszego języka i ciągle się do nich odwołujemy. Na pewno nie uda mi się napisać o wszystkim — chociażby dlatego, że nie będę pisać o Tuwimie i Brzechwie (proszę powstrzymać słowa oburzenia ;-)). Oczywiście, że kochamy „Lokomotywę”, a „Baśń o korsarzu Palemonie” należy do naszych ulubionych. Nie warto jednak ograniczać się tylko do tych dwóch Mistrzów. Macie swoje ulubione wiersze dla dzieci? Też macie utwory, które są z wami stale? I takie, które wprowadzają w świat „dorosłej” poezji?
Na początku, gdy Tymek, a potem Piotruś byli jeszcze całkiem maleńcy, bawiliśmy się w ludowe przyśpiewki i śpiewanki. „Miała baba koguta”, „Gdzieżeś ty bywał czarny baranie” i „Jadą, jadą misie”. Zostało nam to do dzisiaj. Pewnie kierowcy innych samochodów pukają się w głowę, gdy widzą wydzierającą się i zaśmiewającą do łez rodzinę w samochodzie stojącym w korku.
Miała baba dziobaka, dziobaka
Wsadziła go do chlebaka…
Spróbujcie stworzyć zwrotkę z flamingiem — ktoś podejmie wyzwanie? Bo krokodyl czy chomik to pikuś. Chłopaki do tej pory nie chcą nikomu oddać śpiewanek z Muchomora.
Jakiś czas później przyszła pora na bardziej „poważne” lektury. Wtedy przybyły do naszego domu „Tygryski” Joanny Papuzińskiej. I już zostały.
Moja piżama — cała w tygrysy.
Moje tygrysy — straszne urwisy.
Moje tygrysy nie chcą spać nocą,
fikają kozły, skaczą i psocą.
Gdzieś po drodze mignęła nam Janina Porazińska. Jej wierszyki, moje ukochane w dzieciństwie, odrobinę się zestarzały i troszkę trącą myszką, ale i tak bawiliśmy się świetnie, bo przecież wchodzi kotek po drabinie, po drabinie, po drabinie. Już ostatni miał szczebelek, a wtem – frr – uciekł wróbelek. A potem, przy okazji jesiennych wycieczek, znowu zaczarowała nas Papuzińska:
Na pierwsze danie — szyszek zbieranie,
suchych gałązek trzask.
Na drugie danie — dymu wąchanie,
niech w nos i w oczy wyszczypie nas.
Trzecie danie — długie czekanie,
na to, co w ogniu upiec się ma.
A na deser każdy dostanie
czarne, parzące ziemniaki dwa.
Czy ktoś u Was reaguje śmiechem na pytanie „gdzie się podziały moje daktyle?”. U nas to fraza-klucz — od razu wszystko wiadomo. Ale ulubionych wierszy Danuty Wawiłow mamy co najmniej kilka. „Daktyle” oczywiście do nich należą, ale tak samo mocno lubimy „Kałużystów”, „Damę i prosie”, „Jak tu ciemno”, „Wilki” — mogłabym wymieniać i wymieniać. Piotr ostatnio najbardziej lubi „Babcię i pudla”.
Była sobie babcia,
miała serce złote,
miała także pudla,
wielkiego niecnotę.
Poszła do ogródka
narwać trochę marchwi,
wraca i co widzi?
Pudel leży martwy!
Mamy jeszcze dwie ulubione książki z wierszami. Jedna z nich to „Wiersze, że aż strach!” Małgorzaty Strzałkowskiej.
Na ulicy Batorego
szło trawnikiem COŚ STRASZNEGO,
szło i wyło, i trąbiło.
Co to było? Co to było?
A druga to „Biały niedźwiedź” Marcina Brykczyńskiego.
Biały niedźwiedź na krze siedział
I rozmyślał tydzień cały,
Czemu taki los niedźwiedzia,
Że jest do znudzenia biały.
Im dłużej piszę, tym więcej wierszy mi się przypomina. Bo przecież poezja dla dzieci, to nie tylko Julian Tuwim, Jan Brzechwa i Maria Konopnicka. To także Marcin Brykczyński, Michał Rusinek, Dorota Gellner, Natalia Usenko, Wanda Chotomska, Agnieszka Frączek i mnóstwo innych nazwisk. Chyba muszę postawić tutaj kropkę, bo inaczej pisałabym do jutra. Bardzo lubię szukać nowych wierszy dla dzieci. Bo poezja dla dzieci wcale nie musi być dziecinna ani łatwa, a na pewno uczy wrażliwości i otwiera głowę.
Czytajcie z dziećmi wiersze. Może spotkacie także Poetę 🙂
Był sobie raz poeta.
Nie wiem, czy wiecie o nim?
Chodził z głową w obłokach…
i z kapeluszem w dłoni.
Można go było spotkać
wędrującego szosą
albo na przełaj przez łąki,
tam dokąd oczy poniosą…
A czasem go widywano
na leśnych ustronnych ścieżkach,
jak szukał podobno… bajki —
że niby w paprociach mieszka!
To wiersz z książki „Kapelusz pełen bajek” Haliny Szayerowej.