Drzewo kłamstw

„Drzewo kłamstw” Frances Hardinge to książka teoretycznie dla nastolatków, ale przeczytałam ją jednym tchem. Chyba tym razem zdołałam wyprzedzić nawet Tymka. To doskonale napisana historia dziewczyny, która urodziła się nie w porę — pragnie się uczyć, badać świat, zajmować się nauką, ale społeczeństwo przewidziało dla niej całkiem inną rolę. Wiecie, w epoce wiktoriańskiej kobieta mogła zostać żoną albo matką. Ta powieść świetnie wpisuje się w nurt literatury o silnych kobietach — takich, które nie bały się przyznać przed sobą, do czego dążą i szukać sposobów na realizację celów. Nie mogłam się od tej opowieści oderwać.

Frances Hardinge, Drzewo kłamstw

Faith czuje, że jest inna. Nie potrafi się odnaleźć wśród innych, nie pasuje już do dzieci. Stoi pomiędzy — już właściwie nie dziecko, ale jeszcze nie dorosła. Rodzice zmieniają jej status w zależności od potrzeby — raz ma być odpowiedzialna i rozsądna, innym razem nie wolno jej pewnych rzeczy robić, bo przecież jest jeszcze dzieckiem. Pewnie dzisiejsze nastolatki też by się rozpoznały w tym opisie. Problem Faith jest jednak jeszcze głębszy — czuje, że musi ukrywać swoje pasje, swoją inteligencję, że nie jest przez nikogo rozumiana, a jej pęd do wiedzy jest postrzegany jako niestosowne dziwactwo. Ani jej matka, ani ojciec nie akceptują jej zdolności. Jeszcze wyrośnie na dziwadło.  Przecież dziewczynki takie nie są, nieprawdaż? Dziewczynki się bawią, haftują, grzecznie bawią i miło uśmiechają. W głowie kołacze mi cytat z „Dumy i uprzedzenia” Jane Austin:

Wszystkie (młode damy) malują na drewnie, haftują parawaniki przed kominki i szydełkują woreczki na pieniądze. Nie znam chyba panny, która by tego wszystkiego nie umiała. (…) Kobieta powinna posiąść dogłębnie muzykę, śpiew, rysunek, taniec i języki nowożytne, dopiero wówczas zasługuje na nazwę posiadającej kunszta. Poza tym w jej sposobie bycia, chodzeniu, w brzmieniu głosu powinno być coś, bez czego nie może w pełni zasługiwać na to określenie. (s. 43-44, Jane Austin, Duma i uprzedzenie, tł. A. Przedpełska-Trzeciakowska, Prószyński i S-ka 2002)

Faith pociągają zdecydowanie inne kunszta. Ma ochoty pozachowywać się niestosownie. I bardzo ją męczy, że w towarzystwie czarujących pań nie można rozmawiać o niczym poważnym (czytaj: ciekawym).

Czegoż w tej książce nie ma! Jest intryga i kryminał, i wspaniały opis wiktoriańskiego społeczeństwa, i geologia, i Darwin, i paleontologia. Znajdziecie tutaj plotkę i oszustwo, walkę z teorią ewolucji, zemstę i metafizykę. Na tym tle Frances Hardinge osadziła historię dorastającej dziewczynki, wychowywanej w bardzo zimnej rodzinie, która próbuje rozwikłać zagadkę morderstwa, a przy okazji musi zmierzyć się z wieloma innymi tajemnicami. Odkryje także prawdy, które niekoniecznie podobałyby się mężczyzną — m.in. taką, że te czarujące, niewinne i głupiutkie kobiety potrafią nimi bez skrupułów manipulować. „Drzewo kłamstw” to opowieść o dorastaniu i o pojawianiu się świadomości, że dorosłość oznacza także konieczność podejmowania wyborów i ponoszenia odpowiedzialności za własne czyny i słowa. Faith musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chce zaryzykować i czy jest gotowa przyjąć konsekwencje swojego wyboru.

Autorka świetnie sportretowała małą społeczność, która niechętnie dzieli się sekretami. Faith jest bardzo spostrzegawcza i inteligentna. Potrafi wtopić się w tło i pozostać niewidzialna — przecież dzieci powinny być niewidoczne i ciche (czasami wzdycham z żalem, że moje dzieci nie wiedzą, że takie powinny być). Ta umiejętność bardzo pomoże jej w śledztwie. Poszukiwania dziewczynki zaprowadzą ją także na krawędź świata nadnaturalnego — do korzeni prawdy i kłamstwa. Bo właściwie, co to jest prawda i do czego wykorzystujemy kłamstwo? I czy potrafimy się bez niego obyć? Świetna powieść. No i niesamowicie podoba mi się jej okładka.

 

Frances Hardinge, Drzewo kłamstw, tł. Krzysztof Mazurek, Czarna Owca 2017