Jaśki

Narodziny Piotrka wiele pozmieniały w naszym domu. Wcześniej zwykle przed snem czytała mama, a teraz częściej czyta tata, bo mama biega z wrzeszczącym Piotrkiem po domu albo zasnęła tak mocno razem z nim, że nawet wystrzał z armaty nie byłby w stanie jej obudzić (choć ciche stękanie Piotrka i owszem). Najczęściej tata czyta Mikołajka, bo uwielbia go i on, i Tymek, ale całkiem niedawno furorę zrobiły Jaśki Jeana-Philippe’a Arrou-Vignoda, wydane przez Znak.

 

Nie wiem, czy trzeba porównywać tę książkę do Mikołajka, bo broni się sama – Tymek domagał się lektury Jaśków co wieczór i stanowczo protestował przeciwko zastosowaniu w tym przypadku zasady: mama czyta jedną książkę, a tata inną. Jaśki miały być czytane co wieczór i już. Trudno zresztą mu się dziwić, bo przygody braci wciągają i bawią także dorosłych.
Jaśki to sześciu braci: trochę przemądrzały Jan-A (trudno mu się dziwić, jest najstarszy i próbuje określić swoje miejsce w rodzinie i w życiu), narrator opowieści Jan-B, Jan-C, który nigdy nic nie rozumie, Jan-D zwany Janem Demolką (ukochany bohater mojego synka, bo on też by chciał wszystko rozwalać), Jan-E (sepleni, bo ma włos na języku) i malutki Jan-F. Mają tak samo na imię, bo ich tata uznał, że tak będzie prościej. Czasami pomysły dorosłych nie są najlepsze, bo Janom aż tak łatwo nie jest, szczególnie gdy mama upiera się, by zakładali takie same ubrania. Tymkowi jednak pomysł nazwania dzieci tak samo przypadł do gustu i nawet proponował, żebyśmy zmienili imię Piotrka.
Przygody Jaśków, bitwy z innymi chłopakami, wyjazdy na obozy – wszystko wywołało entuzjazm Tymka, który do tej pory opowiada o ich niektórych pomysłach (a wiesz, jak Jaśki byli na obozie, to strzelali do kaczki z łuków, a cięciwy zrobili z linek od namiotów, wyobrażasz sobie?). To świetna książka, która powinna zainteresować pięciolatka i wciągnąć starszego czytelnika (dziesięciolatek nie mógł się od niej oderwać). A rodzice na pewno nie będą się przy niej nudzić. Przy okazji dziecko uświadomi sobie, że były takie czasy, gdy nie było telewizorów i chyba nawet dzieci mniej się wtedy nudziły. Porównywać tej książki z Mikołajkiem nie warto, ale przeczytać na pewno tak.