Twórczynie marzeń i budowniczowie wyobraźni

Dzisiaj nie będzie o książce dla dzieci, ale za to o książce, która przywołuje wspomnienia i porusza do głębi. „Ilustratorki i lustratorzy. Motylki z okładki i smoki bez wąsów” Barbary Gawryluk (wydawnictwo Marginesy) to książka o artystach, dzięki którym moje dzieciństwo (i dzieciństwo wielu dzisiejszych rodziców) obfitowało w świetne książki. To oni sprawiali, że z zapartym tchem wertowaliśmy lektury. To ich rysunki przerysowywaliśmy przez kalkę. Po stworzonych przez nich krainach wędrowaliśmy w wyobraźni — i często było to nasze pierwsze zetknięcie ze sztuką przez duże S.

Barbara Gawryluk, Ilustratorki i lustratorzy. Motyle z okładki i smoki bez wąsów

Możemy narzekać, że nasze książki nie były takie piękne jak te dzisiejsze. Bo papier nie ten, bo kolory raczej burawe, bo okładka potrafiła odpaść od książki… To wszystko prawda, ale któż z nas nie pamięta serii „Poczytaj mi mamo”, „Misia Uszatka”, książeczek z wiewiórką, „Gapiszona” czy wróbelka Elemelka? Każda książka była inna — to dzięki nim często odkrywaliśmy, że można rysować „inaczej”, że można łączyć wycinankę i rysunek, że można naklejać i wydzierać. Pamiętacie twórców ilustracji? Jeśli nie, to macie doskonałą okazję, by ich sobie przypomnieć. By dowiedzieć się, komu możecie być wdzięczni za swoje dziecięce wzruszenia i zachwyty, za wspaniałe okładki i cudowne ilustracje.

Barbara Gawryluk, Ilustratorki i ilustratorzy. Motylki z okładki i smoki bez wąsów

Ale „Ilustratorki i ilustratorzy” oferuje coś więcej niż tylko odświeżenie wspomnień z dzieciństwa. Barbara Gawryluk napisała wspaniałą opowieść o ludziach, którzy tworzyli dla dzieci. Z niektórymi zdążyła jeszcze porozmawiać osobiście, o innych wypytywała ich bliskich i znajomych. Powstały pełne życia portrety ludzi, którzy czasami nie doceniali swojej twórczości dla dzieci, ale zawsze traktowali ją poważnie — ten szacunek do pracy i do dziecka jako odbiorcy sprawił, że mieliśmy tak świetne ilustracje.

Barbara Gawryluk, Ilustratorki i ilustratorzy. Motylki z okładki i smoki bez wąsów

Portrety są różne — czasami są to rozmowy ze spełnionymi artystami, czasami wspomnienia pełne smutku, bo dziedzictwo przepadło, bo niewiele osób pamięta. Ciągle brakuje nam świadomości, że polska ilustracja dla dzieci to coś, czym możemy się chwalić, z czego możemy być dumni. Barbarze Gawryluk należy się ogromne podziękowanie za przywracanie pamięci o ludziach, którzy ukształtowali wrażliwość całych pokoleń. Po lekturze pozostaje niedosyt – chciałoby się więcej. Więcej wszystkiego: ilustracji, nazwisk, szczegółów.

Barbara Gawryluk, Ilustratorki i ilustratorzy. Motylki na okładki i smoki bez wąsów

Wiele ze wspomnianych przez Barbarę Gawryluk książek pamiętam z dzieciństwa, wiele mam na półkach, bo czytałam je synom. Ze wzruszeniem czytałam o ludziach, którzy je współtworzyli, bo praca ilustratora to nie tylko „namalowanie obrazka”. Ilustracje mogą dopełniać książkę, wyznaczać szlaki wyobraźni, podsuwać tropy interpretacyjne, zaciekawiać, bawić, wzruszać, przyciągać. Każdy twórców opisanych przez Barbarę Gawryluk zasługuje na osobną książę, na własną biografię, ale od czegoś trzeba przecież zacząć. Zacznijcie od książki Barbary Gawryluk – jeśli będzie bestsellerem może wydawnictwo skusi się na kolejne części? Tak wielu nazwisk przecież tutaj brakuje….

 

Barbara Gawryluk, Ilustratorki i ilustratorzy. Motylki z okładki i smoki bez wąsów, Margines 2019

Joachim Lis. Detektyw dyplomowany

Po lekturze przygód Maurycego i Ogryzka Piotruś ma ochotę głównie na książki o detektywach i rabusiach. Lassego i Maję znamy całkiem nieźle, więc padło na historię Joachima Lisa, detektywa dyplomowanego z Modrzejowa.

Joachim Lis

Książkę Ingemara Fjella (bardzo tajemniczy autor, trudno o nim cokolwiek znaleźć w sieci) wznowiło wydawnictwo Dwie Siostry w serii „Mistrzowie ilustracji”. Zilustrowała ją Teresa Wilbik, uczennica Jana Marcina Szancera. Bardzo lubię jej ilustracje, z dzieciństwa pamiętam „Jasia i Małgosię”, „Liść kapusty na pociechę” i Osiołka Gapę — choć dopiero teraz zorientowałam się, że wszystkie te książki ilustrowała właśnie Teresa Wilbik. Ilustracje do „Joachima Lisa. Detektywa dyplomowanego” są świetne: delikatne, czarno-białe. Dla mnie: angielskie i jak ze starego kryminału. Gdy je oglądam, przypominam sobie książki Agaty Christie i Conan Doyle’a — nic na to nie poradzę, po prostu tak mam 🙂

Joachim Lis

Joachim Lis mieszka w Modrzejowie, małym miasteczku zagubionym w lesie, tak małym, że nie ma go na żadnej mapie. Zamieszkują je wyłącznie zwierzęta. Joachim wykształcił się na szewca, tak jak jego ojciec i dziadek. Pewnego dnia uznał jednak, że życie szewca mu nie odpowiada i postanowił coś zmienić. Skończył z celującą oceną Korespondencyjny Kurs dla Detektywów Prywatnych, zmienił warsztat na biuro i oczekiwał na klientów. A traf chciał, że w tym samym czasie z domu kupca Bonifacego Borsuka zniknęło dziesięć słoików malinowych konfitur. Z czasem okazało się, że sprawcą tajemniczych kradzieży (bo na konfiturach się nie skończyło) jest Świszczący X (poczuliście ten dreszcz? — takiego imienia nie może nosić byle rabuś).

Joachim Lis

Historia Joachima wciągnęła Piotrusia bez granic. Nie mógł się doczekać, co będzie dalej i kiedy w końcu Joachim złapie rabusia. Słuchał z wypiekami na twarzy i niepokojem w oczach. W kącie pokoju urządził swoje własne biuro detektywistyczne: są tam kredki, nożyczki, trochę krzywo przyciętych karteczek, herbatniki i butelka wody (na wszelki wypadek). No i oczywiście dwie lupy oraz latarka. Na kartce widnieje szyld: Biuro Piotra. Tam mój synek od kilku dni czeka na klientów gotowych zlecić mu rozwiązanie nietypowej sprawy kryminalnej. Na razie co prawda szukał tylko zagubionych korali mamy oraz próbował rozwikłać zagadkę znikających samochodzików, ale ciągle wierzy, że pojawi się jakaś PRAWDZIWA sprawa. Dobrze, że wzorem Joachima nie kazał sobie sprawić kraciastej peleryny i nie zażądał fajki.

Joachim Lis

 

Zdjęcia pochodzą ze strony wydawnictwa Dwie Siostry

 

Ingemar Fjell, Joachim Lis, Wydawnictwo Dwie Siostry 2008