Twoje dziecko dostaje książki?!

Ktoś mnie zapytał, czy Mikołaj 6 grudnia przyniósł chłopakom jakieś książki i czy moi synowie nie byli zawiedzeni. Zamarłam… Co za pytanie! Oczywiście, że przyniósł i nie, nie byli zawiedzeni! Moje dzieci cieszą się z książek i lubią je dostawać. Książka jest fajnym prezentem i już. Inne rzeczy też dostają, ale z książek cieszą się ogromnie, tak jak wszyscy w domu. Znam co prawda dzieci, które książek nie lubią, ale im też zwykle dorzucam do prezentów jakieś książki w nadziei, że znajdzie się wśród nich taka, która sprawi, że czytanie stanie się przyjemnością. Gadałam już z tym drugim Mikołajem i on też w swoim worku będzie miał dla chłopaków książki. I wiem, że na ich widok podskoczą z radości pod sam sufit.

Co dostali tym razem? Tymek oglądał z pewną nieufnością cudowny, kreatywny zeszyt pod tajemniczym tytułem „To nie jest książka do matmy” (Dwie Siostry).

To nie jest książka do matmy

Dla jasności: Tymek bardzo lubi matematykę, ale w tej książce pojawiła się matematyka, z którą nie styka się zbyt często. Choć może inaczej: widzi ją, ale nie wie, że to matematyka. „To nie jest książka do matmy” Ann Weltman łączy matematykę i rysowanie. Nie jest to zwykły bazgroszyt, trzeba tutaj policzyć, pogłówkować, skorzystać z linijki czy cyrkla. 

To nie jest książka do matmy

Mamo, to nie jest łatwe! Nie jest, ale nie musi być. Nie jest łatwe, ale daje satysfakcję. Książka zapewnia mnóstwo zabawy z okręgami, parabolami, trójkątami, sześciokątami i mnóstwem różnych innych kształtów. Sporo jest tutaj łamigłówek i zagadek. Bardzo fajna pozycja, dla dzieci, które lubią główkować i rysować.

To nie jest książka do matmy

Powiem szczerze, że najchętniej bym Tymkowi tę książkę ukradła dla siebie. Też mam ochotę stworzyć własną kardioidę (tak fachowo nazywa się figura z zachodzących na siebie okręgów), pobawić się parabolami i stworzyć płatek Kocha albo fraktal. Hmm, może umieszczę ją na liście życzeń?

Piotruś nie dostał książki do bazgrolenia. Synek bardzo chciał jakąś „straszną” książkę, więc do naszego domu zawitała Nelly Rapp.

Nelly Rapp

Autorem książek o Nelly Rapp jest Martin Widmark, który napisał m.in. serię o Lassem i Mai. „Nelly Rapp i upiorna akademia” (Mamania) to pierwsza książka cyklu i Piotruś był odrobinę zawiedziony, że Nelly nie spotkała w niej za wielu potworów.

Pewnego deszczowego dnia rodzice Nelly otrzymują zaproszenie na przyjęcie. Nelly nie ma zbyt wielkiej ochoty jechać — przyjęcia zwykle bywają nudne, trzeba na nich grzecznie siedzieć, ładnie jeść i odpowiadać na głupie pytanie obcych ludzi. Stary zamek, siedziba wuja Hannibala, wygląda niesamowicie. Okazuje się także, że głównym powodem zaproszenia była sama Nelly: samodzielna, ciekawska, odważna i obdarzona dużą wyobraźnią.

Nelly Rapp

Tym razem Nelly nie spotyka zbyt wielu potworów – musi jednak udowodnić, że nadaje się na upiornego agenta, poskromiciela wampirów. Piotruś na początku obejrzał jednobarwne, sepiowe ilustracje i uznał, że tej książki nie będziemy czytać przed snem. Zaczął ją także podczytywać sam, ale niestety słowo „uśmiechnął” okazał się na tym etapie nie do pokonania. 

Nelly Rapp

To dobra lektura dla starszych przedszkolaków i młodszych szkolniaków. Nie jest straszna (nie sugerujcie się ilustracjami), choć Piotruś bardzo przeżywał egzamin Nelly. My przeczytaliśmy ją w jedno popołudnie — to 90 stron tekstu zapisanego dużą czcionką. Sposób wydania zachęca do prób czytelniczych dzieci, które dopiero zaczynają swoją przygodę z samodzielnym czytaniem. Akcja jest wartka, a Piotrek od razu dopisał kolejne przygody Nelly na listę wymarzonych prezentów od Świętego Mikołaja — przecież musi wiedzieć, co było dalej! Też jestem ciekawa, bo pierwsza część cyklu nie daje odpowiedzi, jak będą konstruowane kolejne części.

A wasze dzieci lubią, gdy Mikołaj przynosi im książki?

Martin Widmark, Nelly Rapp i upiorna akademia, Mamania 2016

Ann Weltman, To nie jest książka do matmy, Dwie Siostry 2015

4 uwagi do wpisu “Twoje dziecko dostaje książki?!

  1. Pewnie że dostają! I myślę, że bardzo byłyby zdziwione, gdyby nie dostały od Mikołaja żadnej książki. Znam jednak dzieci i rodziców, którzy książek nie kupują i nie czytują. Pamiętam, jak raz syn sąsiadów zajrzał przez ramię mojemu synkowi, który szedł właśnie z torbą z prezentami na Dzień Dziecka. Zajrzał i się skrzywił: „Łeee, książki…?!”

    Polubienie

    • No właśnie. Pamiętam wizytę kolegi syna, który z przerażeniem patrzył na półki w pokoju chłopaków i pytał: kazali Ci to wszystko przeczytać? Moim zdaniem, najwięcej zależy od rodziców i od tego, czy sami czytają i czy kupują sobie książki w prezencie. Pozdrawiam serdecznie.

      Polubienie

Dodaj komentarz